piątek, 25 lipca 2014

Na morzu, czyli historia z filmu "Wszystko stracone" i książki "Lord Jim"

 Ostatnio zaczęłam czytać „Lorda Jima”. Książka opowiada historię młodego chłopaka, który „pływał po morzu”, które – jak to może – nie zawsze dla niego było łaskawe (zresztą dla nikogo nie jest).

Pewnego dnia, podczas podróży Jima, na statku, którym podróżował, nastąpiła pewna awaria, która wywołała ogromne przerażenie wśród „dowódców” statku (a dokładnie świadkami tego wydarzenia byli mechanicy, kapitan i oczywiście Jim – oficer). Nie wiedzieli, jak mają się zachować; wiedzieli, że statek w ciągu zaledwie kilku minut pójdzie na dno, więc musieli podjąć natychmiastową decyzję (choć pewnie wszyscy toczyli wewnętrzną walkę, czy aby słusznie postępują).
Całą tę sytuację opowiada/obrazuje Jim, którym ona ogromnie wstrząsnęła. Sam gotowy był zginąć, nie bał się śmierci; najbardziej przerażał go fakt, że na pokładzie jest 800 osób, czasu jest mało i nie wiele już można zrobić. Zdawał sobie sprawę z własnej bezradności, z beznadziejnej sytuacji, w której nic nie mógł zrobić. Jego współtowarzysze pewnie też przejmowali się tą sprawą – albo przynajmniej o niej myśleli – jednak postanowili wybrać łatwiejsze rozwiązanie: zamiast robić zamieszanie i ratować ludzi - przede wszystkim uratować siebie.

Dla Jima ich zachowanie było przerażające, ale co miał zrobić? Sam nie uratowałby tych wszystkich ludzi, wiedział także, że łodzi było za mało, by uratować wszystkich – a poza tym – przerażał go widok tych setek ludzi, którzy w pośpiechu chcą się ratować, pomimo iż mogą nie zdążyć (bo jak przewidywali wszyscy do zatonięcia statku zostało zaledwie kilka minut)…

Jim’owi i jego trzem współtowarzyszom wyprawy udało się przeżyć, ale co z tymi ludźmi, co zostali na statku ?

Samo postępowanie kapitana i jego załogi wzbudza ogromne oburzenie – dowódca statku nigdy nie powinien tak się zachować, on powinien opuścić statek jako ostatni… A jednak bał się śmierci, wiedział, że sytuacja jest kryzysowa: albo zginą wszyscy, albo uratuje przynajmniej siebie i część swojej załogi… Jego obowiązkiem było ratować pierwsze innych, siebie na końcu, a jednak „nie dał rady”, zwyczajnie zabrakło mu odwagi…
Jim natomiast okazuje swoją ogromną wrażliwość, empatię i chęć niesienia pomocy. Zależy mu na drugim człowieku; nie myśli tylko o sobie, a właśnie drugą osobę stawia na pierwszym miejscu.


Zupełnie inna historia przedstawiona jest w filmie, choć akcja również rozgrywa się „na morzu”.

W filmie "Wszystko stracone" przedstawiony jest żeglarz, który płynie samotnie. Sam musi podejmować decyzje, zmagać się z trudnościami jakie zsyła na niego los…

Pewnego dnia jego łódź zahacza o jakąś blachę, robiąc w jego statku sporą dziurę, przez którą przedostaje się woda. Mężczyzna oczywiście był przygotowany na możliwość wystąpienia takiej awarii i szybko uporał się z tym problemem. Jednak ta niewielka dziura okazała się początkiem jego trudnej podróży…
Po naprawionej szkodzie kolejnym utrudnieniem w podczas podróży staje się burza. Żywioł niszczy jego statek stopniowo, z każdym dniem co raz bardziej. Po kilku dniach jego statek zniszczony jest doszczętnie. Na jego szczęście ma jeszcze „dmuchany domek-ponton”, więc cień nadziei zostaje. Jednak tej nadziei z każdym dniem jest coraz mniej, coraz trudniej jest mu radzić sobie z napotykanymi go przeszkodami; stopniowo traci wszystko, co potrzebne mu do przetrwania: radio nadajnik, wodę, jedzenie, statek, race (do wzywania pomocy), wokół jego pontonu pływają rekiny. Później nawet traci sam ponton, a bez niego przecież na pełnym morzu długo bez podpory się nie utrzyma i do brzegu też nie zdoła dopłynąć.
Mnie postawa tegoż żeglarza ogromnie poruszyła i podziwiam go. Sama na jego miejscu chyba już dawno bym się poddała, usiadłabym i płakała… On starał się być twardy i nieustannie walczył. Pomimo tego, że los zdecydowanie mu nie sprzyjał, gdy pojawiła się ostatnia szansa, cień nadziei, potrafił to wykorzystać.
                                                                                                                                        
Wiele osób uważa ten film za nudny. Ciężko mi powiedzieć dlaczego tak się dzieje, ponieważ mnie osobiście film poruszył bardzo i ogromnie mi się podobał. Może to, że w filmie nie ma dialogów jest nużące? To prawda, dialogów nie ma, ale za to jest ciągła akacja, ciągle coś się dzieje – zresztą „dzieje się” tak jak na morzu – nigdy nie ma spokoju.
Film ten przede wszystkim zmusza nas do refleksji - nie tylko do bezmyślnego obejrzenia, ale przede wszystkim do zastanowienia się nad tym, co my zrobilibyśmy w takiej sytuacji, jak byśmy się zachowali.


Zarówno film, jak i książka mają dramatyczną fabułę, ale – jak na dobre dzieła przystało – mają szczęśliwe zakończenie…
może jednak nie zdradzę jakie, ale powiem tyle, że oboje (główni bohaterowie) wygrali! Nie poddali się i można powiedzieć, że dostali drugie życie, drugą szansę.


Mnie szczególnie film bardzo poruszył. Bohater zmagał się z wieloma trudnościami i w momencie, gdy już praktycznie całkowicie stracił nadzieję – „odbił się od dna” ! Mimo jego szczęścia nie mogę zrozumieć „dlaczego” wcześniej musiał tak dużo przejść i… co on dzięki temu osiągną?
Zawsze jest mi trudno odpowiadać na to pytanie „dlaczego”, a ten film wcale mi tego nie ułatwił – przeciwnie – pojawiło się jeszcze więcej pytań…
Sama często zadaję sobie (Bogu) to pytanie i mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiem. I mam nadzieję, że zanim to zrozumiem nie stracę nadziei…


~SIA

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wakacyjne pocztówki #1

Hej!
Dzisiaj po raz pierwszy od początku wakacji wzięłam się za robienie pocztówek. Jestem dumna z tego co udało mi się stworzyć, choć mogło być zdecydowanie lepiej! Następnym razem bardziej się postaram ;-)
A Wy co myślicie o tych pocztówek? Która najbardziej Wam się podoba?
Miłego dnia!
 SIA

PS. Druga część kolaży TUTAJ



Sztuka to
-codzienne patrzenie 
na świat z zamkniętymi oczami
-w ciemności
dostrzeganie światła
-odnajdywanie kolorów 
w najciemniejszych pomieszczeniach
-malowanie codzienności
tęczą
-dotykanie słońca gołą ręką
w dzień ciemny
-w noc jasną
spaniem z otwartymi oczami
© SIA

niedziela, 13 lipca 2014

CCwW #4 Maria Rotkiel "Nas dwoje..."



Często, w przypadku książek osób znanych, na samym początku, nawet zanim jeszcze sięgniemy po jakiekolwiek recenzje bądź opinie,  stwierdzamy, że pewnie książka ta nie jest warta czytania, że została napisana tylko dla reklamy, zysku, większej popularności i innych podobnych korzyści… Tymczasem nie zawsze tak jest!

Osobiście czytałam już naprawdę wiele książek napisanych przez osoby znane z telewizji i bardzo lubię czytać takie publikacje (skąd to uwielbienie?  lubię książki autobiograficzne, pamiętniki, dzienniki, reportaże, a nawet poradniki, czyli wszystkie takie, w których autor zwraca się bezpośrednio do czytelnika), więc z doświadczenia już wiem, że nie wszystkie „tego typu” książki są pisane tylko dla rozgłosu.

W przypadku poradników, autorzy dzielą się z nami swoim doświadczeniem, piszą o tym, z czym sami się spotkali i, w ten sposób, chcą nam podpowiedzieć, jak radzić sobie w różnych przypadkach, z różnymi problemami. Niektórzy pewnie pomyślą: co jakiś psycholog będzie radził mi, co mam robić, skoro sam wiem najlepiej, też jestem w swoich sprawach doświadczony i znam je najlepiej – to prawda, ale czasami każda wskazówka może okazać się cenna!

Opisane w książce sytuacje są z życia wzięte; każdemu z nas może przytrafić się coś podobnego, a wtedy będzie nam łatwiej zachować się w danej sytuacji, ponieważ coś na ten temat już będziemy wiedzieli.

Niewiele wiedząc często nie potrafimy sobie poradzić z różnymi sprawami. Wiele osób boi się bezpośrednio poprosić kogoś o radę, pomoc. W takich momentach bardzo pożyteczne okazują się właśnie poradniki. W takich książkach możemy znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących oraz kłopotliwych dla nas pytań i może tak się stać, że dzięki książce uda nam się rozwiązać swój problem.
Jednak nie zapominajmy o tym, że nie każdy problem można rozwiązać samemu. Czasami bez fachowej pomocy, twarzą w twarz z osobą doświadczoną, możemy sobie nie poradzić. W takich przypadkach książka jest dobrym przygotowaniem, ponieważ dzięki niej już pewną wiedzę w danym temacie będziemy mieli i nie będziemy czuli się całkiem „zagubieni”; dodatkowe indywidualne porady mogą sprawić, że nasze problemy skończą się całkiem, na zawsze.

fragment książki; przydatne cytaty szybko i łatwo można znaleźć

                Maria Rotkiel w swojej książce „Nas dwoje, czyli miłosna układanka” pisze o tym, jak naleźć odpowiedniego partnera oraz, jak później z nim „żyć”.
Zakochanie się to dopiero połowa sukcesu, ale jak zadbać o to, by być z partnerem jak najdłużej, byśmy czuli się w jego towarzystwie szczęśliwie, bezpiecznie, komfortowo… zawsze jak najlepiej? Między innymi tego dowiemy się z tej książki. Dzięki wielu poradom, ćwiczeniom oraz przykładom z życia wziętym łatwiej będzie zrozumieć nam pewne kwietnie i przygotować się na trudne momenty w życiu, które mogą przytrafiać się każdemu.


                Jednak książka pomaga nie tylko znaleźć idealnego partnera , ale także lepiej poznać samego siebie. Poznanie siebie jest bardzo ważne nie tylko, by znaleźć swoją drugą połówkę, ale przede wszystkim, by czuć się szczęśliwym na co dzień.
Lepiej poznać siebie pomogą nam liczne ćwiczenia, które wykonane dokładnie dadzą świetny efekt! Sama postanowiłam z tych ćwiczeń skorzystać – choć nie szukam partnera – i zauważyłam u siebie pozytywną zmianę. Nie jest to jakaś ogromna zmiana, ale na pewno – na lepsze ;)
Oczywiście, nie powinniśmy każdej porady brać dosłownie – każdy z nas jest inny, indywidualny – ale wszystkie rady zawarte w różnych poradnikach wzbogacają nas o cenną wiedzę. Gdy znajdziemy się kiedyś w podobnej sytuacji łatwiej będzie nam się odnaleźć i podjąć rozsądne, najlepsze decyzje.


opis z tyłu książki
                Książkę tę szczególnie polecam osobom, które poszukują swojego życiowego partnera, osobom, które są w stałym związku oraz tym, którzy się rozwiedli. Książka ta przeprowadza nas przez wszystkie trudne etapy związku – od wolności po małżeństwo, ale także nie pomija trudnych momentów, które mogą przytrafić się „w trakcie” (czyli, np. kłótnie, kryzysy, niezgodności), a także najgorsze, czyli rozwód. Maria Rotkiel w poradniku opisuje cenne wskazówki, jak poradzić sobie z taką sytuacją;  krok po kroku możemy znów odzyskać pewność siebie i nie załamać się!

piątek, 4 lipca 2014

Muzyczne nowości, czyli różne-różności #1

Kiedyś na moim blogu dość często mogliście przeczytać o nowych polskich utworach, ostatnio niestety zupełnie nie miałam na to weny. Co mnie zainspirowało, by napisać właśnie taki post? Zainspirowała mnie do tego książka, którą właśnie czytam. Ta książka to pierwszy tom serii Play napisanej przez Javier Ruescas. Książka jest trochę o muzyce, choć nie jest to biografia żadnego zespołu, jest to typowo młodzieżowa pozycja, trochę o marzeniach, ich realizacji i – przede wszystkim – ze wspaniałymi głównymi bohaterami :)

Drugim powodem, który przekonał mnie do tego, żeby napisać właśnie taki post, było to, że ostatnio jestem strasznie „do tyłu” z nowościami muzycznymi. Nie chodzi o to, że nie wiem, co leci w radiu – w tym się trochę orientuję, choć nieczęsto robi to na mnie wrażenie – ale chodzi o to, że rzadko ostatnio odnajduję w Internecie prawdziwe „perełki”*. Postanowiłam to zmienić, poszperać trochę na różnych stronach i podzielić się z Wami moimi znaleziskami – być może czymś Was zarażę i coś spodoba Wam się równie bardzo, jak i mnie :)

______________
* Mianem „perełki”określam utwory (lub wykonawców), które są nieco mniej znane, rzadziej puszczane w radiu, a moim zdaniem bardziej zasługują na popularność niż utwory co niektórych bardzo popularnych wokalistów.

(kolejność zupełnie przypadkowa)


wtorek, 1 lipca 2014

Ewa Bauer – „Kurhanek Maryli”

źródło zdjęcia: Lubimyczytac.pl
„Kurhanek Maryli” to historia ukazująca między innymi trudne życie małżeńskie. Główna bohaterka Marta, pierwotnie często zastraszona i krytykowana przez męża, jest osobą niepewną siebie, jednak próbuje walczyć o siebie i żyć tak, jak tego naprawdę chce, czyli w szczęśliwej i kochającej się rodzinie – bez stresu, kłótni i gróźb.

Marta po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa postanawia wziąć los w swoje ręce i ułożyć swoje życie „od nowa” – tak jak sama tego chce.

Na początku książki poznajemy szczęśliwe dzieciństwo Marty, która żyła pełną beztroską, bawiła się i czerpała radość z każdej chwili. Jedno wydarzenie już na zawsze odmieniło jej życie. Marta straciła oboje rodziców w wypadku samochodowym…
W wieku kilkunastu lat postanowiła opuścić dom babci – rodzinną wieś, w której się wychowała – i zacząć żyć na własny rachunek.

[Uwaga – ta recenzja jest spoilerem! Jeśli chcesz poznać moją opinię o tej książce, przeczytaj fragment tekstu, który znajduje się po filmiku]